
od 2013!
WAKACJE DLA DZIECI
W SERCU LASU
UWAGA, UWAGA
Niebo nie jest małym spa pod agroturystyczną przykrywką. Mieszkamy na prawdziwej polskiej wsi, w prawdziwym poniemieckim domu i, proszę nie mieć pretensji - nie podejmujemy walki z pokrzywami (z pokrzyw robimy depurativę, sok kipiący od witamin, dodajemy je do twarożku, zupy, suszymy na herbatę, płuczemy w niej włosy i stosujemy jako zielony nawóz.) Nie kosimy trawy i nie mają u nas szans wymyślne krzewy regularnie pożerane przez konie. Nie udajemy Prowansji, nie chodzimy w zgrzebnych szatach, nie ubijamy świeżego masła o świcie nucąc ludową melodię. Niebo to nieco nieuporządkowany "dom dzieci, zwierząt i jabłek", nie wystawna dacza w ekskluzywnej głuszy. Stawiamy rozwój kultury i wrażliwości ponad atmosferę wystawnego kinderbalu - nie nadmuchujemy baloników helem, ale napełniamy głowy olejem. Nie wszystkim to odpowiada.
Obóz w Niebie jest przede wszystkim dla dzieci, których rodzice nie spodziewają się po nas, że będziemy wiązać sznurówki, wycierać nosy i kroić kotleciki na mniejsze cząsteczki. Gwarantujemy wykształcone przez lata prowadzenia obozów: ocean cierpliwości, oczy dookoła głowy, dyskretną acz zwierzęcą czujność i, w razie nagłej potrzeby, otwarte ramiona i ciepłe słowa, jednakże obozowiczów traktujemy jak zwykłych, nierozpuszczalnych na deszczu ludzi z krwi i kości - z troską i szacunkiem, ale bez przesadnej opiekuńczości. Rodzice dzieci przywykłych do specjalnych względów, luksusowych warunków i skupiania zawsze stu procent uwagi, będą Niebem ciężko rozczarowani i takim serdecznie odradzamy rezerwację.
Obóz w Niebie nie jest też dla mamy i taty przyzwyczajonych zaprowadzać swoje porządki z perspektywy klienta. Nasze wiejskie wakacje są spójnym konstruktem nie podlegającym kaprysom rodziców - dzieci dobrze się znajdują w stworzonej przez nas rzeczywistości i to one, nie rodzice, mogą wpływać na plan dnia, rodzaj zajęć czy jadłospis. Nie zmienimy założycielskiej koncepcji - obóz w Niebie to święto dzieci, nie dorosłych. Nie poddamy się też presji, by dzieci traktować jak figurki z porcelany lub osoby niezdolne do samodzielnego myślenia i działania. Zapewniamy im bezpieczeństwo i wsparcie w trudnych sprawach, ale już piżamkę założą sobie same.
Po dziesięciu latach i sześciu zimach spotkań z kolejnymi abstrakcyjnymi wcieleniami Tego Rodzica, wreszcie ustalił się kres naszej gościnności z bezwzględną linią na:
- nieważne jak uprzejmie podanemu żądaniu zmiany programu, jako niezgodnego z religią obojga rodziców (po przywiezieniu i rozpakowaniu dziecka),
- przykremu w odbiorze roszczeniu wypełnienia dziecku rozrywką poobiedniej sjesty (bo nie za to się płaci, żeby dziecko leżało i trawiło patrząc w niebo),
- przywożeniu wychudzonych dzieci z ziemistą cerą regularnie krwawiących z nosa z zaleceniem podawania tylko przepiórczych jaj, koziego serka i chińskich kulek;
- wyobrażeniu, że za pieniądze sprawimy, że urodzony niejadek będzie się objadał, a fatalista cieszył każdą chwilą,
- pretensjach, że dziecko podczas obozu schudło półtora kilograma i negatywnemu ocenianiu kaloryczności posiłków na odległość 458 kilometrów,
- przywożeniu pojedynczego obozowicza w 10 osób, rozkładaniu leżaków i częstowaniu schabowymi dzieci na wegetariańskim obozie,
- wrzeszczeniu przez telefon, że nie czytało się umowy i się nie zamierza,
- wrzeszczeniu przez telefon w ogóle,
- kłamaniu, że dziecko nie jest na nic uczulone (bardzo mądrze),
- zatajeniu, że dziecko ma bardzo poważne problemy psychiczne, a następnie tłumaczeniu, że to trwający w czasie szok wynikający z dostrzegania przez dziecko dysonansu pomiędzy stylem życia w domu (zdrowa żywność, rozwój duchowy), a sposobem w jaki żyją inni (sic!),
- wiszeniu z dzieckiem na słuchawce tak długo, aż znajdzie dziurę w całym ("na pewno jest ci bardzo smutno". "pewnie jesteś głodna, co?", "na pewno czujesz się dobrze?" "jesteś pewny, że nic cię nie boli?" "musisz bardzo tęsknić")
- wpisywaniu do dokumentów modnych chorób i uczuleń z internetu wraz z fantastycznymi zaleceniami i świętemu oburzeniu, że nie czujemy się na siłach kontynuować tych eksperymentów podczas obozu,
- wymaganiu, żeby krzaki już w czerwcu uginały się pod ciężarem pomidorów, a gąska chodziła w czapeczce zawiązanej pod bródką na kokardkę,
- traktowaniu nas jak ludzi ciemnych i opowiadaniu nam o niesamowitym życiu w mieście,
- spuszczaniu psów bojowych podczas niedzielnych odwiedzin u dzieci,
- pytaniu dziecka przez telefon jaką zrobiło dzisiaj kupkę i wystosowywaniu mailem zaleceń żywieniowych,
- odbieraniu obozowicza 2, 3, 6 godzin po czasie bez uprzedzenia; zapominaniu, że to dzisiaj, przez co żadna z nas nie może "wyjść z pracy", a wychowawczyni o jeden dzień spóźnia się na pociąg,
- pojawieniu się dwie godziny za późno po odbiór obozowicza, w zdumiewających kolorami lajkrach i zniknięciu w lesie z kijkami (bez dziecka) na kolejne dwie godziny; wyraźnemu nie dostrzeganiu problemu,
- żądaniu usunięcia psów z terenu gospodarstwa,
- żądaniu by koty wyprowadziły się do lasu na czas przyjazdu dziecka,
- wchodzeniu do kuchni i grzebaniu na półkach w poszukiwaniu wysoko przetworzonej żywności,
- przywożeniu ze sobą dnia zero teściowej, która po powrocie do domu nasyła na nas różne instytucje z żądaniem usunięcia owadów i dymu z ogniska oraz przywrócenia starego dobrego porządku z ośrodków wczasowych w Polsce Ludowej,
- wymyślaniu kombinacji okoliczności, które mają być podstawą zwrotu kosztów (z najczęściej przewijającymi się: telepatycznie stwierdzoną niską smacznością i pożywnością jedzenia, mityczną “muchą w zupie" oraz ważeniem obozowicza po powrocie do domu na dowód ubytku dziecka w dziecku.) To się po prostu nie uda.
Pieniądze nie są nam aż tak drogie, żebyśmy potrafiły ten surrealizm znosić bez żalu. Drodzy Rodzice, jeśli rozpoznajecie siebie w powyższym opisie, nie przyjeżdżajcie i nie powierzajcie dzieci naszej opiece. Niech z końcem lata nie przychodzi gorzka refleksja nad zamknięciem się przed Wami na klucz. Live and let live - pozwólcie nam być dla tych setek dzieci, które w Niebie znajdują swoje doskonałe wakacje i chcą do nas wracać i wracać.
Z nadzieją na lepsze jutro,
Wszystkie, jak jeden mąż,
Niebianki